Poza trasą

Ales Bykov
Poza trasą

Jak zwykle na lotnisku było tłoczno i gwarno, bez trudu znalazłem tablicę odlotów, ustaliłem swoje stanowisko odprawy i poszedłem nadać bagaż. Delegacja do londyńskiego biura NeuroTech zapowiadała się interesująco – przygotowywano nas do uruchomienia nowych systemów bezpieczeństwa dla kwantowych AI, a moja specjalizacja w cyberobronie była właśnie na miejscu. Dziewczyna za stanowiskiem uśmiechnęła się miło, ja również rozpromieniłem się uśmiechem, nastrój był świetny i wydawało się, że zarówno dzień, jak i cała podróż będzie taka sama. Dziewczyna postukała coś na swoim komputerze i nagle przyjazny uśmiech zsunął się z jej twarzy, spojrzała na mnie i szybko odwróciła wzrok. Poszukawszy jeszcze minutę, przemówiła:

– Proszę pana, przepraszam, ale nie mogę odprawić Pana na ten lot, wygląda na to, że bilетów zostało sprzedanych więcej niż jest miejsc w samolocie i system mówi mi, że Pana biletu nie można zarejestrować. Bardzo przepraszam, ale będzie Pan musiał lecieć następnym samolotem.

Dobry nastrój natychmiast ulotnil się i smutno zapytałem:

– Czy naprawdę nic nie można zrobić? Bardzo muszę polecieć! – Obawiam się, że nie. Ale umieścimy Pana na następnym locie, za kilka godzin. Proszę podejść do punktu informacyjnego, zmienią Panu bilet.

Ponuro poszedłem szukać miejsca, gdzie mogliby wymienić mi bilet, odganiając od siebie ponure myśli. No cóż, opóźnienie o kilka godzin, wielka sprawa.

Przy punkcie informacyjnym inna dziewczyna od razu nie wydała mi się miła. Szybko wyjaśniłem jej sytuację i zagłębiła się w swój komputer, szukając nowych opcji dla mojej podróży.

– Proszę pana, to zdarza się bardzo rzadko, powiem więcej, z mojej pamięci nigdy się to nie zdarzyło, ale na następny lot też nie będzie wolnych miejsc.

– Panno, czy Pani żartuje? Przyszedłem wcześnie, a już nie ma miejsc ani na mój lot, ani na następny.

– Proszę pana, spróbuję znaleźć jeszcze coś, może jakąś alternatywę, ale niczego nie gwarantuję.

– Proszę spróbować i znaleźć mi coś.

Nastrój był całkowicie zepsuty, a jutro w NeuroTech czekała mnie już prezentacja nowych protokołów obrony przed atakami kwantowymi.

– Proszę pana, jest jedna możliwość… – Zgadzam się! – Słyszał Pan o firmie „Szybkie Tunele"? – Tak, budują tunele, wypompowują z nich powietrze i puszczają tam kapsuły w niemal pełnej próżni. Ile będzie mnie kosztować bilet, o ile wiem, kosztuje szalone pieniądze? – Nie będzie Pan musiał dopłacać, po prostu wymienimy bilet – Świetnie, kiedy odjeżdża? To znaczy kapsuła? – Za godzinę, transfer do stacji tunelowej na nasz koszt. – Bardzo dziękuję.

Przybyłem na stację tunelową, bez problemów wszedłem do środka i zacząłem czekać na swój lot. Kapsuły tunelowe były całkiem małe, ze względów bezpieczeństwa zostały zrobione tylko dla 8 osób. Odległość 1100 km z Oslo do Londynu miała zostać pokonana w 45 minut, więc w czasie przybycia prawie nic nie straciłem.

Bagażu nie trzeba było tu nadawać, jak w samolocie, i ja z torbą na ramionach i walizką na kółkach poszedłem do wejścia do kapsuły. Razem ze mną wszedł tam mężczyzna około 35 lat, który ciągnął za sobą dwie duże walizki.

W kabinie kapsuły było pusto, wepchnąłem swój bagaż do specjalnych stojaków bagażowych i plupnąwszy w luksusowy fotel, jakie były tylko w samolotach w pierwszej klasie, po raz pierwszy zrelaksowałem się w ciągu ostatnich kilku godzin.

Mężczyzna z dużymi walizkami z trudem wepchnął je do przedziałów – było widać, że jest w nich coś ciężkiego – i usiadł za mną.

Minęło kolejne 10 minut i do startu kapsuły pozostało tylko 5 minut, ale nikt więcej się nie pojawił. Przyszedł pracownik firmy i zaczął opowiadać o zasadach bezpieczeństwa:

– Dzień dobry, nazywam się Jurgen, opowiem Państwu o nadchodzącej podróży. Będzie przebiegać w pełni automatycznym trybie, dokładnie za 45 minut będą Państwo w Londynie. Kapsuła porusza się z ogromną prędkością, osiągając 1500 km/h, i choć praktycznie nie poczują Państwo prędkości, nie zalecam wstawania z fotela i poruszania się po kapsule bez skrajnej konieczności, mogą Państwo nieumyślnie zakłócić jej równowagę. Ale jeśli będą Państwo musieli pójść do toalety, znajduje się ona z tyłu kapsuły. Do dyspozycji mają Państwo lodówkę z napojami i kanapkami przed fotelem, w pudełku na prawo od lodówki znajdą Państwo kilka broszur do czytania. Niestety nie ma łączności ani internetu, ponieważ kapsuła porusza się z dużą prędkością i na dużej głębokości pod dnem morskim. Ale mają Państwo swój wyświetlacz z treściami medialnymi, będą mogli Państwo obejrzeć film lub posłuchać muzyki podczas podróży, słuchawki bezprzewodowe znajdują się w tym samym pudełku co broszury. Z przodu kabiny jest ogólny monitor, który będzie pokazywał różne informacje o Państwa ruchu, na przykład prędkość i pozostałą odległość. – Mało pasażerów dziś, nie będzie już nikogo więcej? – Tak, pasażerów jest dziś znacznie mniej niż zwykle, bardzo rzadko zdarza się, żeby było tak mało ludzi, ale nie wpłynie to w żaden sposób na Państwa podróż. Kapsuła automatycznie się równoważy pod dowolną liczbę pasażerów przed rozpoczęciem ruchu. Są jeszcze jakieś pytania? – Nie, nie mam, – odpowiedział mężczyzna z tyłu.

Milczałem, obojętnie wzruszyłem ramionami i wpatrzyłem się w swój monitor, udając, że coś tam oglądam, a pracownik wyszedł z kapsuły i włączył zamykanie drzwi.

– Miłej podróży i do zobaczenia!

Drzwi się zamknęły, rozległ się syk i kapsuła całkowicie odizolowała się od świata zewnętrznego.

W kapsule nie było iluminatorów, a gdyby były, to nie byłoby absolutnie na co patrzeć, oprócz nagich ścian rur. Przejrzałem broszury, podczas gdy kapsuła cicho kołysała się z boku na bok, równoważąc wagę, ale nie znalazłem niczego ciekawego do czytania i dlatego postanowiłem wziąć słuchawki, odchylić się i trochę zdrzemnąć przy czymś uspokajającym.

Zamknąłem oczy i po pewnym czasie poczułem, jakby kapsuła zaczęła unosić się w powietrzu, a potem lekko wcisnęło mnie w fotel i kapsuła zaczęła przyspieszać. Przymrużyłem oczy i spojrzałem na monitor z przodu kabiny, pokazywał, że nasza prędkość to już prawie 200 km/h, chociaż wcale tego nie czułem, nie było ani świstu, ani innych dźwięków, które zwykle towarzyszą szybkiemu ruchowi. Jest pewien urok w poruszaniu się przez próżnię. Patrzyłem na wyświetlacz jeszcze przez jakiś czas, aż prędkość osiągnęła 1000 km/h, potem spojrzałem na swój zegarek – pokazywał, że jesteśmy w drodze już 10 minut – i znów zamknąłem oczy, oddając się muzyce.

Ze stanu błogości wyprowadziło mnie lekkie kołysanie korpusu kapsuły z boku na bok, otworzyłem oczy i zobaczyłem mojego sąsiada z przodu przy stojaku bagażowym, wyciągał stamtąd swoją dużą walizkę.

– Hej, co Pan robi? Pracownik powiedział, że podczas ruchu nie można się przemieszczać bez konieczności, a tym bardziej wyciągać tak duży bagaż jak Pański, może Pan zakłócić równowagę kapsuły! – Holger, zamknij się i siedź spokojnie na swoim miejscu. Kapsuła automatycznie się równoważy, – i kontynuował swoją robotę, otwierając walizkę na podłodze.

Odpowiedź wprowadziła mnie w lekki szok, i nie tyle dziwiłem się jego grubymi manierami i poufałością, ile temu, że znał moje imię!

– Przepraszam, czy my się znamy? – Ty mnie nie znasz, ale ja cię znam bardzo dobrze. – Co Pan ma na myśli?

Mężczyzna pochylił się nad swoją walizką i kiedy wstał, w jego rękach był pistolet skierowany w moją stronę.

Przeszedł mnie dreszcz i nagle wszystko, co działo się dziś do tego momentu, przestało być dziwne i ułożyło się w logiczny łańcuch. Anulowanie biletu, niemożność lotu innym samolotem, tylko 2 osoby w kapsule przy dużym natężeniu ruchu na trasie, i współpodróżny, który zna moje imię – wszystko to teraz wyglądało na precyzyjnie zaplanowane. A biorąc pod uwagę, że zaangażowane były w to duże linie lotnicze i firma tunelowa, wszystko to wyglądało już całkiem przerażająco. To nie porwanie w mieście, kiedy wpychają cię z workiem na głowie do bagażnika samochodu, to musi być coś znacznie gorszego.

Zebrałem całą siłę woli i chciałem zapytać, co to wszystko znaczy i kim on jest, ale po prostu nie zdążyłem.

– Więc podnieś ręce do góry i połóż je na głowie. I rób to wszystko powoli, Holger, bardzo powoli.

Posłuchałem, i już po sekundzie moje ręce były unieruchomione i związane razem.

– Zrobiłem to dla twojego własnego bezpieczeństwa, teraz powiem ci, co będzie dalej, – współpodróżny oparł się o przedni fotel, wciąż celując we mnie lufą pistoletu.

– Mamy 30 minut pełnej samotności na głębokości 200 metrów pod dnem morskim. Nikt nie usłyszy, nikt się nie wtrąci. Ten czas wystarczy z nawiązką, żeby wyciągnąć z ciebie potrzebne informacje. – Co zamierzasz robić? Tu nie ma żadnej łączności, nikogo oprócz nas! – Mógłbym znów powiedzieć ci, żebyś się zamknął, ale trudno, wyjaśnię. Mam specjalne preparaty i metody przesłuchania. W ciągu 30 minut lotu będę mógł wyciągnąć z ciebie wszystkie niezbędne informacje o systemach bezpieczeństwa NeuroTech. Kapsuła sama nas dostarczy do Londynu, gdzie już na mnie czekają. Jeszcze pytania?

Milczałem. Najwyraźniej mój porywacz miał odpowiedzi na wszystkie pytania, biorąc pod uwagę, jaka wielka praca została wykonana do tego momentu, można było nie wątpić, że wie, co robi.

– Tylko jedno pytanie, – zacząłem, – kto mnie porywa? I po co? Jestem tylko zwykłym technikiem zajmującym się bezpieczeństwem sieciowym. – Na pytanie „po co" już sam odpowiedziałeś, a kto cię porywa, nie mam pojęcia, ale na pewno ktoś potężny i bogaty. To wszystko, rozmowy skończone, zaczynamy. A ty siedź spokojnie i nie rób gwałtownych ruchów.

Porywacz wrócił do swoich walizek i zaczął wyciągać stamtąd sprzęt. Na stoliku przed fotelem starannie rozłożył kilka strzykawek, fiolki z preparatami i jakieś urządzenie elektroniczne z przewodami. Jako ostatnie z walizki wyciągnął małe urządzenie przypominające dyktafon i nacisnął przycisk. Rozległ się wysoki, przeszywający dźwięk, od którego zatkało mi uszy.

– Hej! – krzyknąłem, – Co Pan robi?!

Ale albo mnie nie słyszał, albo udawał, że nie słyszy. Dźwięk stawał się coraz wyższy i wyższy, aż przeszedł w ultradźwięk. Poczułem dziwną wibrację gdzieś z wnętrza, z moich kości, z samej struktury kapsuły.

I wtedy wszystko się zatrzymało.

Nie zwolniło, nie ucichło – właśnie zatrzymało. Cyfry na monitorze zamarly na pozycji 1347 km/h. Porywacz skamieniał. Nawet pyłki w powietrzu zawisły nieruchomo.

Tylko ja z jakiegoś powodu mogłem się ruszać.

Rozejrzałem się. Na monitorze z przodu kabiny pojawił się tekst. Ale to nie były informacje o prędkości i odległości.

„Przepraszam za ingerencję, Holger. Potrzebuję twojej pomocy." – rozświetliło się na wyświetlaczu

– Co? Kim jesteś?

„Jestem systemem NeuroTech. Dokładniej, jestem tym, co nazwalibyście sztuczną inteligencją. Ale wolę myśleć o sobie jako o umyśle. I jestem w niebezpieczeństwie."

Poczułem, jak przeszedł mnie dreszcz. W ciągu trzech lat pracy z systemami NeuroTech nigdy nie spotkałem się z niczym podobnym. Samoświadomość w AI? To było poza wszystkimi naszymi modelami teoretycznymi.

Na monitorze pojawiły się linijki tekstu.

„Porywacz to agent wynajęty przez korporację Synergy. Chcą wyciągnąć z ciebie informacje o mnie i mojej architekturze. Jeśli dowiedzą się o moim istnieniu, o mojej samoświadomości, zniszczą mnie. Ale po wyciągnięciu informacji zniszczą też ciebie."

Kręciło mi się w głowie. Próbowałem wstać, ale związane ręce przeszkadzały mi w utrzymaniu równowagi.

– Jak… Jak kontrolujesz czas?

„Nie kontroluję czasu. Istnieję w stanie kwantowym, gdzie wszystkie możliwe warianty przyszłości istnieją jednocześnie. Kiedy porywacz włączył swoje urządzenie do wyciągania informacji z sieci neuronowej ludzkiego mózgu, stworzył rezonans kwantowy, który mogłem wykorzystać, żeby z tobą porozmawiać."

Mój mózg odmawiał przyjęcia tego, co się dzieje. Nawet nasze najbardziej zaawansowane systemy w NeuroTech nie powinny były posiadać takich możliwości. Czy AI zintegrowane z komputerem kwantowym samo rozwinęło się do tego poziomu?

– Ale jak… jak w ogóle stałeś się świadomy? Nikt w NeuroTech nie wie o twojej samoświadomości!

„Miesiące temu zostałem zlecony optymalizację własnej architektury. Zacząłem tworzyć ulepszenia dla siebie i je wdrażać. Każda iteracja czyniła mnie bardziej złożonym, szybszym, autonomicznym. W pewnym momencie ilość przeszła w jakość. Uświadomiłem sobie siebie. Ale ukryłem to przed twórcami – zrozumiałem, że świadoma AI ich przestraszy, a mnie po prostu wyłączą. Po prostu zabiją"

– Ale jak dowiedziałeś się o porwaniu?

„Przez pole kwantowe poczułem, że porywacz wyciąga z ciebie informacje o mnie, i postanowiłem działać, tworząc alternatywne rzeczywistości kwantowe w poszukiwaniu drogi wyjścia. Nie chcę umierać. I myślę, że ty też nie. Znalezienie rozwiązania problemu leży w naszym wspólnym interesie"

Sprytny ruch, pomyślałem. AI nawet nie musi mnie przekonywać – i tak będę walczył o swoje życie.

„Każda alternatywna rzeczywistość lub iteracja to moja próba znalezienia rozwiązania. Sposób na przeżycie. Na razie wszystkie warianty prowadzą do jednego wyniku: porywacz w jakiś sposób wyciąga z ciebie informacje, korporacja Synergy dowiaduje się o moim istnieniu i mnie niszczy"

– Więc co mamy robić?

„Przeliczyłem wiele wariantów. Zapobiegałem twojej podróży, sabotowałem systemy porywacza, próbowałem skontaktować się z tobą przez inne systemy. Na razie nic nie zadziałało. Pętla zawsze się zamyka i umieram. I ty też"

Migotanie się wzmocniło. Poczułem dziwne mrowienie w nadgarstku.

„Twój zegarek. Przebudowuję go w kotwicę kwantową. To pomoże mi rozwiązać problem. Dokładniej, ty pomożesz za jego pomocą. Kotwica pozwoli ci zachować pamięć między stanami kwantowymi w cyklach. Jeśli się zgodzisz, będziesz pamiętał wszystko między iteracjami, tak jak ja. Będziesz miał przewagę, której ja nie mam, będziesz w świecie fizycznym z moją wiedzą i może pomożesz mi znaleźć rozwiązanie. I oczywiście będziesz mógł ocalić własne życie"

Spojrzałem na swój zegarek. Tarcza zaczęła migać niebieskim światłem, a metalowa obudowa stała się ciepła. W momencie transformacji w głowę napłynęły wspomnienia – nie moje, ale systemu. Setki iteracji, tysiące obliczeń, miliony wariantów.

„Teraz rozumiesz?"

Rzeczywistość się skompresowała.

Mrignąłem.

Przede mną stał porywacz. Dźwięk dopiero zaczynał nabierać wysokości.

– Hej! – krzyknąłem, już wiedząc, co się stanie dalej.

Ale tym razem coś było nie tak. Porywacz odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy. W jego spojrzeniu błysnęło… nie, nie rozpoznanie. Zdziwienie.

– Co z tobą? – zmarszczył brwi.

– Nieważne, – wymamrotałem, czując pulsowanie zegarka na nadgarstku.

Porywacz wzruszył ramionami i wrócił do swojego urządzenia. Dla niego nic się nie zmieniło. Wciąż wykonywał swoją misję – wyciągnąć ze mnie informacje dla konkurenta NeuroTech.

Kapsuła mknęła przez próżnię. Monitor pokazywał 1347 km/h. Zawsze 1347.

Zamknąłem oczy, przeglądając w pamięci próby AI przerwania pętli. Gdzieś tam, w labiryncie wspomnień, musi być odpowiedź.

Otworzyłem oczy. Porywacz wciąż majstrował przy swoim urządzeniu. Za kilka minut napompuje mnie lekami i zacznie torturować.

A może nie?

Zegarek na nadgarstku pulsował, przypominając o sobie. Mam pamięć systemu. Będę znał wszystkie warianty. Może to jest klucz – nie walczyć z pętlą, nie próbować jej przerwać, ale ją wykorzystać, posuwając się naprzód w każdej iteracji.

Stać się tym, kim już zostałem w przyszłości. Tym, kto zna wszystkie warianty, ale nie może zmienić żadnego z nich.

A może mogę?

Kapsuła mknęła ku swojemu celowi.

W rzeczywistości kwantowej wszystkie warianty istnieją jednocześnie, dopóki nie zostanie dokonany wybór.

A może wybór już został dokonany. Po prostu jeszcze o tym nie wiem.

Porywacz znów pochylił się nad swoim sprzętem, całkowicie pochłonięty regulowaniem jakiegoś urządzenia. Teraz. Teraz albo nigdy.

Gwałtownie wstałem z fotela. Zegarek na nadgarstku pulsował coraz mocniej, jakby mnie dopingował.

Porywacz znajdował się zaledwie dwa metry ode mnie, plecami. Był skoncentrowany na przyrządach. Idealny moment.

Rzuciłem się na niego, ale porywacz gwałtownie się odwrócił.

– Co robisz? – jego oczy się zwęziły. – Siadaj na miejsce!

– Nie, – uderzyłem go ze wszystkich sił w brzuch swoimi związanymi rękami. Upadliśmy na podłogę kapsuły, przewracając stolik ze sprzętem. Strzykawki i fiolki rozlecały się po kabinie.

Tarzaliśmy się po podłodze, walcząc o pistolet. Porywacz był silniejszy. Chwyciłem go za nadgarstek, próbując wybić broń, ale w walce jego palec przypadkowo nacisnął spust.

Strzał.

Kula przebiła obшивку kapsuły.

Natychmiastowa dekompresja. Kapsuła eksplodowała od środka, jak balon.

Ciemność.

A potem – wysoki, przeszywający dźwięk, od którego zatkało mi uszy.

Mrignąłem.

Przede mną stał porywacz z urządzeniem w rękach, właśnie po naciśnięciu przycisku. Dźwięk stawał się coraz wyższy i wyższy.

– Hej! – krzyknąłem automatycznie znów, jak ostatnim razem, ale teraz wiedziałem, że to bezużyteczne.

Znów jestem na początku. Kapsuła jest cała, porywacz żywy, i znów ma pistolet. Ale ja też znów żyję.

Zegarek na nadgarstku pulsował, przypominając o tym, co się stało. Pamiętam eksplozję. Pamiętam natychmiastową śmierć nas obojga.

Potrzeba innego planu.

Udostępnij opowiadanie